Kiedy starałem się zostać przewodnikiem i
intensywnie uczestniczyłem w kursie, patronowała mi cały czas moja koleżanka,
starsza już stażem (ale nie wiekiem). Spotykaliśmy się, żebym mógł wypytać o
szczegóły dotyczące czekającego mnie egzaminu. Ona zaś cierpliwie wyjaśniała mi
zawiłości związane z historią naszego miasta. Jakoś pewnego dnia, rozmowa
zeszła na zamek stojący na wzgórzu. Zapytała mnie wtedy czy wiem skąd się
wzięły te topory na szczycie bramy. Oczywiście przytaknąłem, bo to wie chyba każde
dziecko w mieście. Ona zaś zaczęła mi opowiadać ją przygodę miała z onymi
toporami. Siedziała kiedyś przy długaśnych schodach i czekała na swoją grupę.
Autokary podjeżdżały, ale żaden nie przywiózł jej turystów. Oczywiście muszę
dodać, że my mamy taki zwyczaj, że jesteśmy „oznakowani”, albo identyfikatorem,
albo odznaką przewodnicką albo i jednym i drugim. Wiedzieć bowiem wszystkim
trzeba, że nasze miasto jest jednym z bodaj 10 miast wydzielonych spod ogólnego
oprowadzania i tę usługę w naszym mieście mogą wykonywać tylko licencjonowani
przewodnicy, tacy jak my.
Na placu pojawiła się kolejna grupa, ale też nie
była to grupa oczekiwana przez koleżankę, więc z nudów zaczęła się
przysłuchiwać, co też mówi jeden z tak zwanych "opiekunów grupy" z
niedalekiego miasta wojewódzkiego o tym naszym kochanym i starym grodzie. Nagle
jeden z uczestników bezceremonialnie zapytał się go:
- „Proszę pana, a co to są za topory na tym
zamku?”
- „To herb pana tego zamku.” – bez zająknienia
odpowiedział.
Tego już moja koleżanka nie zdzierżyła, bo
przecież to żaden J.I.
Kraszewsk, tylko symbol więziennictwa carskiego. Podeszła do owego
"pilota" i zaproponowała mu (mówiąc przy tym, do całej grupy), że ona
ma chwilkę czasu więc może opowie wszystkim prawdziwą historię, zamiast tych
wymyślonych przez dyletanta.
Chłopaczyna poczerwieniał cały i natychmiast –
jak mógł najszybciej – zniknął z grupą w zamku.
Ciekawy jestem, czy tam też opowiadał równie
„ciekawe i prawdziwe” historie jak ta z toporami.
Od tamtej pory nie lubię tzw. „dzikich przewodników”,
co wiedzy mają tyle co brudu za paznokciami, za to aspiracje wielkie jak
młyńskie koło.