Podczas mojego pierwszego
pilotażu do tego urokliwego miasta, nie czułam się pewnie ani w historii tego
miejsca, ani topografii. A więc poprosiłam miejscowego przewodnika, aby nas oprowadził.
Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Młody człowiek opowiadał bardzo ciekawie z
pasją pokazując wszystkie atrakcyjne miejsca.
Dzień był gorący i parny. Szukaliśmy
więc, na chwilowe wytchnienie, miejsc przewiewnych i zacienionych gdzie
przewodnik kontynuował swoje opowieści.
W parkowym wąwozie rozłożyliśmy
się na trawie w cieniu sporej gruszy by dalej, spokojnie wsłuchiwać się w
sandomierskie historie. Wtem, nagle spadł z drzewa soczysty owoc po nim
następny i kolejne. Zaskoczeni tym „gruszkowym deszczem” zerwaliśmy się na
równe nogi by ujrzeć jednego z uczestników wycieczki wspinającego się po gałęzi
nad nami.
- „Macie ładne miasto i ciekawe historie, ale najlepsze są wasze gruszki!”
– wykrzyknął, przełykając kolejny kęs owocu.