Najzabawniejsi są najmłodsi turyści w naszym
mieście. Najzabawniejsi, ale i najuważniejsi. Oni naprawdę doskonale wyczuwają,
kiedy przewodnik ma określony plan opowieści na trasę, a kiedy powiedzmy
uczciwie „odwala chałturę”. Mnie najbardziej fascynuje sposób postrzegania
świata przez takich właśnie 2 – 3 klasistów . Akurat dostała mi się taka grupka
młodych turystów i miałem poprowadzić ich szlakiem legend lubelskich. Wiadomo,
zacząć trzeba od samego początku, no i zacząłem. Opowieść dotyczyła właśnie jak
to przed wiekami miasto otrzymało od jakiegoś księcia nazwę. Legenda mówi, że
książę postanowił nadać ją według znaku, znakiem zaś miała być ryba złowiona w
istniejącym wtedy nieopodal zamczyska, Wielkim Stawie Królewskim. Dzieciaczki
słuchały z otwartymi ze zdumienia buziami, bo pierwszy raz słyszały że tak
kiedyś nadawano nazwy miastom i przysiółkom.
Dalej legenda donosi, że ów książę złapał w sieć
dwie ryby, był tam szczupak i lin. I tak się zastanawiał, jaką nazwę nadać?
Szczupak, lub lin – szczupak, lub lin... Przyznam, że uparcie dążyłem, żeby
któreś z dzieci powiedziało właściwą nazwę miasta, a tu....
Jedno z bardziej rezolutnych dzieciaków
zakrzyknęło:
- „Proszę pana, to w takim razie miasto
powinno nazywać się „Szczuplin!”
No właśnie, a czemu nie Szczuplin?