Od kilku lat mam przyjemność uczestniczyć w
przedsięwzięciu, znanym w mieście jako procesja pożaru miasta, rzecz z 1719
roku. Cała procesja, jak to wtedy było, zaczyna wędrowanie od kościoła Ojców
Dominikanów. Posuwając się po starym mieście to tu, to tam procesja zatrzymuje
się i prowadzący opowiada jak to „drzewiej” było językiem stylizowanym troszkę
na tzw. „język sienkiewiczowski”. Pewnego roku uczestników owej procesji było
naprawdę dużo, w dodatku przy podejściu na długie schody Zaułkiem Hartwigów
zepsuło się przenośne nagłośnienie, więc prowadzący wytężając wszystkie swoje
siły, próbował przekazać przygotowany tekst zgromadzonym. Przedostatnim
przystankiem procesji była „Psia górka” tuż koło dawnego targu rybnego.
Prowadzący wszedł na niewysoki murek zaraz za nim wskoczyła tam pani redaktor
naszego regionalnego radia, podstawiając mikrofon do nagrania treści.
Prowadzący widząc że gwar nadchodzących uczestników powoli ustaje, i tylko „miejscowi” co nieco „pod dobrą datą” głośno omawiali dawne dzieje, zaczął poetycko swą opowieść:
Prowadzący widząc że gwar nadchodzących uczestników powoli ustaje, i tylko „miejscowi” co nieco „pod dobrą datą” głośno omawiali dawne dzieje, zaczął poetycko swą opowieść:
- „Cicho tu teraz...” - na chwilę zawiesił głos,
by dalej kontynuować opowieść.
Wtedy to jeden z rzeczonych „miejscowych”
przekrzykując gwar tłumu odezwał się:
- „Przepraszam szefuniu, już się zamykamy!”
Gawiedź uczestnicząca w procesji buchnęła
śmiechem, bowiem oczekiwali dalszego ciągu opowieści, mającej podkreślić, że
kiedyś w czasie tego pożaru głośne krzyki wzbijały się w mieści i wołania o
pomoc i ratunek, a teraz jest tutaj cicho i spokojnie.
Prowadzącemu z wesołości oczy wyszły niemalże na wierzch, ale dzielnie kontynuował opowieść do trzęsącego się mikrofonu radiowego, trzymanego przez śmiejącą się do rozpuku panią redaktor.
Prowadzącemu z wesołości oczy wyszły niemalże na wierzch, ale dzielnie kontynuował opowieść do trzęsącego się mikrofonu radiowego, trzymanego przez śmiejącą się do rozpuku panią redaktor.
Kiedy „miejscowi” zorientowali się w sytuacji,
zarechotali wraz ze wszystkimi ochoczo. Od tamtej pory to oni właśnie, są
stałymi uczestnikami tych procesji i powiedzieć muszę, nieźle znają historię
miasta.