Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ociec Paweł Ruszel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ociec Paweł Ruszel. Pokaż wszystkie posty

piątek, 1 lutego 2013

Siła sugestii


Od lat wiadomo, że siła sugestii jest potężną bronią. Ja jednak odczułem to na własnej skórze. Rzeczone niżej podziemia lubelskie mają w sobie nieodparty urok. Co poniedziałek chętni zwiedzają tam podziemia uczestnicząc jednocześnie w inscenizacji, w której stary wędrowny dziad opowiada legendy starego Lublina. Niby nic ale...
Połączenie podziemi, ich klimatu i opowieści tworzonej na żywo, bardzo mocno działają na uczestników wycieczek. Już sam początek jest dość ciekawy. Kiedy wchodzi się do jednej z sal, zobaczyć można postać starego dziada siedzącego na skrzyni , tuż obok pali się w latarence świeca. Zwiedzający już mają problem: czy to figura z wosku, czy żywy człowiek. Niektórzy podchodzą blisko i próbują dotykać postać, po czym stwierdzają - "z wosku". Zobaczenie jednak ich min, kiedy wędrowny dziad zaczyna śpiewać - "od powietrza, głodu, ognia i wojny......" jest bezcenna. Niektórzy próbują ucieczki, inni skupiają się jeden przy drugim, po prostu spotkało ich coś, czego się nie spodziewali.
Wędrówka przebiegła potem już bez przeszkód, aż do momentu, kiedy wędrowny dziad wyciąga z beczki lutnię, by wykonać dziadowską pieśń i wtedy niemalże chórem zwiedzająca młodzież stwierdza - "to jest banjo". Tutaj właśnie zawsze się zastanawiam, co tez teraz uczą na muzyce w szkołach, skoro młodzież myli tak proste instrumenty.
Ale troszkę odbiegłem od tematu. Ostatnią opowieścią wędrownego dziada jest opowieść o Ojcu Pawle Ruszlu - lubelskim Dominikaninie z przełomu XVI i XVII wieku. Wszystko dzieje się składnie i ładnie, do momentu, kiedy aktor chcąc wzmocnić emocje przy opowiadaniu o śmierci Ojca Pawła, rzuca się na kolana i śpiewnym głosem ze złożonymi rękami deklamuje: "...A co młodszym braciom polecono, by noc całą modlili się przy trumnie ojca Pawłaaaaa...." Pewnego razu, dzieciaki z klasy II szkoły podstawowej - czyli jak to się mówi "komunijne" - tak się przejęły owym opowiadaniem, że razem z aktorem upadły na kolana i przez cały czas deklamacji trzymały ręce prawidłowo złożone. O mało nie parsknąłem śmiechem, ale wytrzymałem to ze stoickim spokojem, ostatecznie przewodnik to nie komandos, on sobie musi dać radę w każdej sytuacji.
No i jak tu nie wierzyć w siłę sugestii?