To się zdarza... a czasem wychodzi śmiesznie:
Ja + grupa późnych nastolatków + grono pedagogiczne, plac w centrum... Jedna z lekko znudzonych uczestniczek robi mi uwagi i docinki... w pewnym momencie zabiera się za komentowanie mojego wyglądu:
>> "A ta broda to prawdziwa? Mogę Panu POCIĄGNĄĆ?"
W grupie dał się słyszeć lekki szmer... już miałem odpowiedzieć... ale poczułem na sobie badawczy wzrok grona pedagogicznego - co też teraz zrobię. Spanikowałem - pozostawiłem bez komentarza. A okazja była przednia...
Po takich przygodach powstało autorskie powiedzenie moje o... ale dostępne jedynie dousznie, na żywo ; P
Muzeum Wsi w ...; ja + grupa (dzieci + opiekunowie); podczas przejścia między zabytkowymi obiektami chłopczyk dość głośno rzuca:
>> "Ale ma Pan fajne DYNDADEŁKO!"
Opiekunka jednocześnie wybiegła na przód grupy i poczerwieniała, jej oczy krzyczały to, co zwerbalizowała:
>>"Co takiego?!"
A chodziło o:
Po zwiedzeniu zamku przeszedłem z grupą mostem w stronę starego miasta, już za bramą podeszła do mnie jedna z turystek (z ościennego kraju) i zapytała:
>> "Przepraszam, co to jest ten WIZERUNEK tam na moście, pod latarnią?"
Kilka minut spędziłem na dociekaniu - o co chodzi?
Dopiero gdy pytająca wykonała charakterystyczny gest pokazujący jak to to wygląda (skrzyżowane ręce i charakterystyczny uśmiech) domyśliłem się, że chodzi o:
W trakcie... pada pytanie:
>> "A co to za krzyż na niebie?"
Rozbroiło mnie, ale na poważnie potraktowałem zagadnienie i omówiłem krzyżujące się w naszym mieście szlaki handlowe. Bez cienia uśmiechu na twarzy... ale było trudno... żeby tylko nie parsknąć...