Pokazywanie postów oznaczonych etykietą strzała. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą strzała. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 3 marca 2013

Ech! Te pamiątki z wycieczek.


Cały sezon wycieczkowy spędzam w trasie, a na takich wycieczkach najważniejsze są dwie rzeczy: jedna to zjeść hamburgera w sieci szybkiego jedzenia, druga zaś to pamiątki.
Jeśli chodzi o to „szybkie jedzenie”, to złośliwcy twierdzą, że to jedyne miejsce na świecie, gdzie można zjeść kotleta, na którego składa się mięso z 350 krów. Odpuścimy sobie jednak ten temat, a poświęcimy się pamiątkom.

Prawdę powiedziawszy to zmora wszystkich wycieczek. Wyobraźcie sobie, że grupa 45-50 dzieciaków wpada po zwiedzaniu jakiegoś obiektu i oczywiście obowiązkowym zakupie „pamiątek” i tylko połowa z nich trzyma w dłoniach łuk z obowiązkową strzałą w zestawie, druga zaś posiada drewniane miecze, topory, czy pały zbója Madeja. Kierowcy na taki widok dostają gęsiej skórki i natychmiast przypominają sobie ceny każdej z szyb w autokarze. Dzieciaki bowiem od razu próbują swoją broń i jeden drugiemu pokazuje jakim to on jest szermierzem, czy Robin Hood`em. Mnie osobiście drażnią niesamowicie kuleczki, które przy zderzeniu wydają trzask i zapach zgoła piekielny.

Chcąc uniknąć spięcia na linii kierowcy, nauczyciele i dzieciaki postanowiłem pewnego razu opowiedzieć o owych pamiątkach i pokazać że można również dostać rzeczy piękne i wartościowe. Tłumaczyłem, tłumaczyłem i prosiłem, żadnych łuków, toporów, czy mieczy.
Młodzież ze zrozumieniem pokiwała głowami i przytaknęła, że rzeczywiście mam rację. Kiedy przyszedł czas na pamiątki ruszyli kłusem ku straganom, pomni moich nauk i wyjaśnień. Po upływie czasu przeznaczonego na ten cel, zrobiłem zbiórkę przed autokarem. Ku mojemu zdziwieniu nie było żadnych mieczy, żadnych toporów, żadnych łuków. Za to każdy prawie dzierżył w dłoni (dziewczynek nie wyłączając), proce, „katany” japońskiego samuraja z lichej blaszki i.... sztuczne oczy w pojemniczkach, znikające plamy i temuż podobne gadżety. Ponadto jedno z dzieci podeszło i powiedziało:
- „Miał pan rację, tamto to byle jakie, zaraz się łamało, a to pan zobaczy...” i podsunął mi pod nos „krwistego gluta” z okiem w środku, spokojnie drgającego na umorusanej ręce.

Ręce mi opadły! Widocznie wszyscy muszą przez to przejść, jak przez choroby wieku dziecięcego.