Często zdarza się, że w środku sezonu wycieczkowego, w
jednym obiekcie przebywa jednocześnie kilak grup. Najczęściej w takich
momentach, jakiś mniej uważny turysta, łatwo może się zgubić, albo pomylić
grupę bądź przewodnika. Wtedy trzeba szczególnie uważać i dawać wyraźne znaki,
aby nie zgubić żadnej owieczki, ze stada.
Tak się zdarzyło pewnego dnia, że na dziedzińcu Zamku
Lubelskim przebywały trzy grupy i to wszystkie oprowadzane przez któregoś z nas,
przewodników zamieszania. Z koleżanką prowadziłyśmy jedną wycieczkę, podzieloną
na dwie części. Jedną prowadziła koleżanka okrzyknięta przez turystów panią
czerwoną, druga ja nazwana panią niebieską. Obie nazwy przypadły nam, z racji
koloru naszych kurtek. Ponieważ wszystkie trzy grupy zaczynały zwiedzanie niemal
tej samej trasy, o tej samej godzinie i z tego samego miejsca, przez większość
czasu zwiedzania, cała nasza trójka musiała wyłapywać zagubione osoby wołające:
a gdzie pani czerwona, a kto widział panią niebieską, a pan w kapeluszu to
gdzie poszedł?
Po wyjściu z zamku powstało prawdziwe zamieszanie, ponieważ wszystkie
trzy grupy, każda z nich licząca około 50 osób , musiały zmieścić się na wąskim
moście prowadzącym na Stare Miasto. Pierwszy szedł kolega, za nim ja, na końcu
koleżanka „czerwona”. Na końcu schodów, zatrzymał się kolega , natomiast
widząc, że nadciągam ustąpił mi miejsca, sprowadzając grupę w bok na schody.
Ruszyłam więc raźno do przodu. Po
dobrych pięćdziesięciu metrach usłyszałam wołanie czerwonej koleżanki, że moja
grupa rozpłynęła się w powietrzu . Wszyscy z wyjątkiem 5 osób, podążyli raźnie za kolegą
kapelusznikiem!
Na koniec spotkałam się z kolegą jeszcze raz, tym razem
mijaliśmy się w innej ciasnej uliczce. Zaczepnie krzyknęłam do kolegi, żeby tym
razem nie próbował, uprowadzić moich
turystów. Odpowiedział, że to świetny pomysł, żeby się wymienić grupami
i ruszył w moją stronę. I pewnie byśmy się wymienili… gdyby nie panie z jego wycieczki, które
zagrodziły drogę, wołając, że nigdzie go nie puszczą. To się nazywa charyzma…