Pewnego pięknego dnia…
Tak naprawdę wcale nie był piękny. Co chwile
padał deszcz, musiałam więc chować się z grupą po kościołach lub bramach.
Grupa była dość liczna, składająca się z trzecioklasistów.
W trakcie naszej wycieczki mieliśmy odwiedzić
muzeum, w którym w pierwszych kilku salach wystawiono makiety
przedstawiające nasz gród, na przestrzeni wieków. Kiedy doszliśmy do makiety na
której, widać było miasto, otoczone z jednej strony rozlaną rzeką, przy wejściu
do muzeum odezwał się telefon. Pracownik muzeum przeprosił nas na chwilę i
pobiegł go odebrać.(Ach te cięcia budżetowe)
Jako przewodnik, poczułam się w obowiązku
zapełnienia tych dwóch minut. Aby ich czymś zająć, zapytałam co to za woda
otacza miasto. Pomyślałam, że nie będzie to zbyt trudne pytanie, bo przecież
mówiłam im o tym niecałe 15 minut wcześniej. Dzieci popatrzyły się po sobie i
dość nieśmiało stwierdziły, że to …Bałtyk
Uśmiechnęłam się jedynie, tłumaczą sobie, że
dziesięciolatki, mają prawo nie znać mapy Polski (chyba). Zapewniłam więc
spokojnie, że z całą pewnością nie jest to Bałtyk, a jedynie rozległe stawy
hodowlane. Żeby dać maluchom jakiekolwiek wyobrażenie dzielącej nas od morza
odległości, poinformowałam je, że to jakieś… 10 godzin jazdy samochodem.
W tym momencie wrócił pracownik muzeum i na nowo
rozpoczął swą historię…
-Na tej makiecie widzimy jak wyglądało nasze
miasto w późniejszym okresie. Czy wiecie co to za woda je otacza?
Oczywiście, że wiedziały! Wszystkie zgodnym
chórem, już bez najmniejszego cienia wątpliwości, zawołały:
-BAŁTYK!!!