Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jarmarki lubelskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jarmarki lubelskie. Pokaż wszystkie posty

sobota, 23 marca 2013

Garniator


Garniator...
Mali turyści zadają duuuuuuuuuuuużo pytań, ale też ciekawie na niektóre odpowiadają. Razu pewnego spacerowałam z takimi maluchami po Starym Mieście i tak sobie rozmawialiśmy, jak to dawno, dawno temu żyło się w Lublinie... Opowiadałam właśnie jak to kolorowo na naszych lubelskich jarmarkach bywało, jakie to piękne materiały sprzedawano na rynku, jakie piękne z tych materiałałów panie szyły sobie suknie... Dzieci bawiły się dobrze, wymyślały kreacje dla siebie, wybierały kolory... „To jak myślicie kto szył te piękne suknie?” - zapytałam. Hm, hm, hm... „To ja wam podpowiem – Jak tata chciałby uszyć sobie garnitur, to do kogo pójdzie?”. „Do... GARNIATORA” - krzyknął zadowolony mały chłopiec!
Ps. Tak sobie później myślałam, że też wsztrzeliłam się w dzisiejsze czasy z tym pytaniem:)


sobota, 9 marca 2013

Rodzinę „oddaję” kolegom



Rzeczywiście. Czasami trafiają się marudy w grupie i trzeba sobie radzić. Nie ma wyjścia. Tylko, że pewnego razu, trafiła mi się „maruda”, której ignorować nie mogłam – moja babcia. Podczas jednego z pięknych sierpniowych poranków, miałam prowadzić grupę turystów i miejscowych, opowiadając o tradycji jarmarków lubelskich. Na trasę tą, postanowiła wybrać się również moja babcia, kochana staruszka, która zawsze służy „dobrą radą”.

Wycieczka ruszyła, a ponieważ szlak był tematyczny, musiałam zrobić wstęp o początkach handlu na tym terenie. Nagle za sobą usłyszałam (razem z całą grupą):
-Ale ty to skracaj. Za długo mówisz.
Grupa, niewtajemniczona, kim jest owa siwiuteńka babulka, wymieniła się kpiącymi uśmieszkami. Trzeba było ratować sytuację i honor babci, więc oznajmiłam:
- Dziś po raz pierwszy oprowadzam babcię.
Po tych słowach większość osób przytaknęła ze zrozumieniem i mogliśmy spokojnie kontynuować. Tylko, że spokoju nie było, gdyż do końca wycieczki, co jakiś czas słyszałam za sobą:
- Za szybko.
- Za wolno.
- Głośniej.
- Nie tędy.
- Ciszej.

Już na sam koniec, schowaliśmy się w cichym, cienistym zaułku. Upał i tego dnia był niesamowity, a ja musiałam już od dłuższego czasu przekrzykiwać, licznie zgromadzony na Jarmarku Jagiellońskim tłum. Wtedy to babcia wyjęła z torebki butelkę wody i podała mi ją. Bez słowa przyjęłam napój z wdzięcznością. I wtedy jedna z turystek wykrzyknęła:
- To naprawdę pani babcia!
- Tak. To moja babcia.

Od tamtego dnia mam twarde postanowienie: rodzinę „oddaję” kolegom.