Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziedziniec. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziedziniec. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 12 lutego 2013

Siła przyzwyczajenia.



Dostała mi się grupa nauczycielek. Śliczne, zgrabne i.... gadatliwe. Oj, będę się miał z pyszna, jeśli tak będą gadały. Jednak nie, kiedy zacząłem swoją opowieść zapanowała cisza. Snułem więc opowieści o początkach miasta, pokazując co chwilkę, najważniejsze i najstarsze jego elementy. Owszem nie powiem, zaciekawienia było spore. Weszliśmy na dziedziniec zamkowy, ponieważ chciałem troszkę królewskiej historii miasta pokazać. Zdążyłem wyciągnąć rękę wskazując na kaplicę zamkową, a tu jak przysłowiowy grom z jasnego nieba zleciał na mnie grad pytań:
- „A z jakiego to wieku?”
- „ Czy był tu król?”
- „Jaki to okres architektoniczny?”
- „Czemu tam wejście jest na górze?”
Przełknąłem ślinę, układając odpowiedzi na pytania w kolejności ich zadawania i zacząłem swoją opowieść. Kiedy skończyłem dokładnie omawiać ów zabytek, zupełnie nieopatrznie i zupełnie odruchowo pokazałem studnię na dziedzińcu zamkowym i.... znów mnie dopadł grad pytań wszelakiej maści z zapytaniem o toaletę włącznie. Podobnie jak za pierwszym razem odpowiadając na zadane pytania, opowiedziałem historię studzien miejskich.
Kiedy został mi ostatni obiekt do pokazania postanowiłem zastosować zupełnie inną metodę. Rozpocząłem od początku dzieje onej baszty, co na dziedzińcu stoi, trzymając tym razem ręce przy sobie i niczego nie pokazując, nauczycielki zaś już nie rzucały gradu pytań, tylko jak na komendę zaczęły sobie pokazywać tę budowlę. „A to tak to działa” – pomyślałem i już dalej problemów żadnych nie było.
Przyzwyczajenie jest jednak drugą naturą człowieka.
Przypomniał mi się tutaj dowcip o pewnej pani, której komentator sportowy zadał następujące pytanie:
- „Czy nie przeszkadza pani, że mieszka pani blisko stadionu?”
- „Nie, nie,         nie nie nie nie” - wyskandowała po „kibicowsku” owa matrona.