Cały sezon wycieczkowy
spędzam w trasie, a na takich wycieczkach najważniejsze są dwie rzeczy:
jedna to zjeść hamburgera w sieci szybkiego jedzenia, druga zaś to pamiątki.
Jeśli chodzi o to „szybkie
jedzenie”, to złośliwcy twierdzą, że to jedyne miejsce na świecie, gdzie można
zjeść kotleta, na którego składa się mięso z 350 krów. Odpuścimy sobie jednak
ten temat, a poświęcimy się pamiątkom.
Prawdę powiedziawszy to
zmora wszystkich wycieczek. Wyobraźcie sobie, że grupa 45-50 dzieciaków wpada
po zwiedzaniu jakiegoś obiektu i oczywiście obowiązkowym zakupie „pamiątek” i tylko
połowa z nich trzyma w dłoniach łuk z obowiązkową strzałą w zestawie, druga zaś
posiada drewniane miecze, topory, czy pały zbója Madeja. Kierowcy na taki
widok dostają gęsiej skórki i natychmiast przypominają sobie ceny każdej z szyb
w autokarze. Dzieciaki bowiem od razu próbują swoją broń i jeden drugiemu
pokazuje jakim to on jest szermierzem, czy Robin Hood`em. Mnie osobiście
drażnią niesamowicie kuleczki, które przy zderzeniu wydają trzask i zapach
zgoła piekielny.
Chcąc uniknąć spięcia na
linii kierowcy, nauczyciele i dzieciaki postanowiłem pewnego razu opowiedzieć o
owych pamiątkach i pokazać że można również dostać rzeczy piękne i wartościowe.
Tłumaczyłem, tłumaczyłem i prosiłem, żadnych łuków, toporów, czy mieczy.
Młodzież ze zrozumieniem
pokiwała głowami i przytaknęła, że rzeczywiście mam rację. Kiedy przyszedł czas
na pamiątki ruszyli kłusem ku straganom, pomni moich nauk i wyjaśnień. Po
upływie czasu przeznaczonego na ten cel, zrobiłem zbiórkę przed autokarem. Ku
mojemu zdziwieniu nie było żadnych mieczy, żadnych toporów, żadnych łuków. Za
to każdy prawie dzierżył w dłoni (dziewczynek nie wyłączając), proce, „katany”
japońskiego samuraja z lichej blaszki i.... sztuczne oczy w pojemniczkach,
znikające plamy i temuż podobne gadżety. Ponadto jedno z dzieci podeszło i
powiedziało:
- „Miał pan rację, tamto
to byle jakie, zaraz się łamało, a to pan zobaczy...” i podsunął mi pod nos „krwistego
gluta” z okiem w środku, spokojnie drgającego na umorusanej ręce.
Ręce mi opadły! Widocznie
wszyscy muszą przez to przejść, jak przez choroby wieku dziecięcego.