Długo zbierałam się do napisania tego tekstu. Najpierw
chciałam tą historię opisać szybko i wyłożyć, co mi na sercu leży, ale po
namyślę stwierdziłam, że poczekam aż emocje opadną. I chyba już trochę opadły.
Niedawno oprowadzałam grupę dzieciaków z wymiany międzynarodowej.
Szlak wielokulturowość Lublina. Szlak specyficzny, ale ze względu na grupę, jak
najbardziej trafiony. Fakt, że każdy przewodnik chce opowiedzieć jak najwięcej,
i często może rozgaduje się za długo, ale sami powiedźcie, jak opowiedzieć, choćby
o Unii Lubelskiej, nie wspomniawszy, choć trochę, dlaczego to takie ważne
wydarzenie. Niechby mnie szlag szybciej trafił, gdybym miała „odwalać chałturę”
w stylu wspomnianej w innym poście, filmowej przewodniczki z Malborka. Z
resztą, przecież widzę czy grupa się nudzi, czy nie. Jeśli wszyscy słuchają, a
nie „rozłażą” się na boki, zadają pytania, to wiem, że jest ok. I tak było w
tym wypadku. Starałam, się wszystko tłumaczyć i objaśniać, aczkolwiek w jak
najzwięźlejszy sposób. Ciekawostki, najważniejsze zagadnienia. Pytania były,
zainteresowanie było.
Nagle gdzieś w połowie trasy dopadła nas jakaś zagubiona
nauczycielka (?), opiekunka (?). Do dziś nie wiem. No i się zaczęło: pani za
długo mówi, ich to nie interesuje, oni się nudzą, pani skraca. Nie pójdziemy
tu, nie pójdziemy tam, bo zasługo.
Ich to nie interesuje? Za długo? To ja się pytam, droga pani,
dlaczego po ogłoszeniu czasu wolnego, ta nie zainteresowana, znudzona grupka
dzieciaków podchodzi do mnie i mówi.
- Proszę pani, bo jeszcze mieliśmy odwiedzić inne miejsca…A
pani miała być z nami trochę dłużej, prawda?
- Tak.
- A czy mogłaby nas tam pani zabrać, bo byśmy bardzo chcieli
to zobaczyć.
Moi drodzy, jeżeli dzieciaki z własnej, nieprzymuszonej
woli, poświęcają swój wolny czas i proszą mnie o to, żebyśmy zrealizowali
program do końca, to ja wam mówię: pójdę tam z nimi, i opowiem im wszystko jak
najpiękniej będę potrafiła. Bo taki jest obowiązek NAUCZYCIELA i WYCHOWAWCY. Bo
każdy przewodnik, na czas oprowadzania młodzieży, staje się nauczycielem i
wychowawcą.
Ktoś może mi zarzucić, że przecież nie wszystkie dzieciaki
ze mną poszły, dokończyć trasę. No to proszę bardzo, narzekajmy dalej, że młodzież
nie ma ambicji i dalej stawiajmy przed nimi coraz mniejsze wymagania.
Na koniec dodam, że tłumacz znikną z nauczycielkami i za
tłumaczy robiły polskie dzieciaki.