Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opiekun. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opiekun. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 5 marca 2013

Radzieckie bułeczki



W założeniu tego bloga było, aby zachować pewne nasze historie w pamięci i by móc podzielić się nimi w innymi. Z czasem okazało się, że nie sposób nie przywoływać historii zasłyszanych od przyjaciół, kolegów, współpracowników. Wybaczcie więc nam, jeżeli od czasu do czasu przytoczymy opowiadania nie nasze, ale jednak związane z podróżami lub turystyką.
Wczoraj, na imieninach u mojego dziadka (bo dziadziusiowi na chrzcie  „Kaźmirz” dano), przypomniano mi pewna niezwykłą historię.
Bliska znajoma moich dziadków, wybrała się do Moskwy, na zorganizowane sympozjum medyczne. Muszę jednak nadmienić, że działo się to, jakbyśmy powiedzieli, w czasie „głębokiej komuny”. Młodszym czytelnikom nadmienię, że były to takie dziwne czasy, kiedy każdy obcokrajowiec odwiedzający stolicę Związku Radzieckiego, najczęściej otrzymywał swojego opiekuna. W niektórych wypadkach przysługiwał opiekun na grupę. Opiekun ten miał za zadanie dopilnować, żeby się nie zobaczyło tego, czego się nie powinno, bądź też przekazywać „do swoich”, opinie turystów niezgodną z założeniami marksizmu i leninizmu. Ale wróćmy do opowieści…
Podczas owego pobytu w Moskwie, lekarze zakwaterowani byli w eleganckim hotelu i oczywiście należycie karmieni. I nic nie działo by się nadzwyczajnego, gdyby nie to, że przez cały pobyt, podawano w trakcie posiłków tylko jeden rodzaj pieczywa. Pieczywo to stanowiły bułeczki, podobno bardzo smaczne. W trakcie pewnej z kolacji, jeden z gości nieopatrznie, zbyt głośno zażartował:
- A co to? W Rosji nie ma innego pieczywa?
W normalnej sytuacji, nikt by nawet nie zapamiętał tej wypowiedzi. Ale nie w Związku Radzieckim…Taka zniewaga nie mogła zostać niezauważona!
Niby nic z początku się nie działo. Sympozjum się skończyło, uczestnicy spakowali się i ruszyli w drogę do swoich krajów, miast, domów. Jednak grupa polskich lekarzy nie przekroczyła granicy tak szybko. Zatrzymano ich i umieszczono w jakimś budynku przy przejściu granicznym. Ludzie oczywiście próbowali się dopytywać, dlaczego nie mogą przekroczyć granicy, ale funkcjonariusze milczeli uparcie.
Nie chcę skłamać, ile owa niedogodność trwała. Z pewnością grupa spędziła przy granicy, co najmniej jedną noc. W każdym razie, z oczekiwania wyrwało ludzi pewne zamieszanie. Po pewnym czasie, na plac za ośrodkiem, gdzie rezydowała owa grupa, zaczęły zjeżdżać samochody dostawcze. A samochody te wypchane były po brzegi najróżniejszym pieczywem: bułeczkami, chlebami, kajzerkami, drożdżówkami i bagietkami. Wszystkie wypakowano, na wielka plandekę, i oznajmiono oniemiałym ludziom:
-  W Związku Radzieckim, jak sami widzicie, mamy przeróżne pieczywo. Ale my, dawaliśmy wam NAJLEPSZE.