poniedziałek, 11 marca 2013

Strach ma wielkie oczy.

Kiedyś dość dawno temu, zadzwoniła moja ówczesna szefowa. która rozdzielała wycieczki przewodnikom i tak do mnie mówi:
- „Weźmiesz grupę, której nikt nie chce?”
Jako że znalazłem się naówczas w dość kiepskiej kondycji finansowej to mówię jej:
- „Jasne, co będzie to będzie.”
Kiedy otrzymałem zlecenie, szefowa uświadomiła mnie, że to jest grupa pracowników Biblioteki Głównej ze stolicy. W tym momencie przestałem się dziwić, że jej nikt nie chciał, pewnie mają wiedzy ze trzy razy więcej niż my, siedząc w księgach wszelakich. No, to będzie ciężko – pomyślałem sobie, ale jak mawia jeden z moich kolegów: „przewodnik t nie komandos, on musi sobie dać radę”, poszedłem do domu przygotować się solidnie do przyjęcia tej grupy. Przewertowałem wszystkie notatki, wszystkie dostępne przewodniki i ostatnie dane statystyczne dotyczące ludności i bezrobocia. Wreszcie uznałem, że jestem już przygotowany.
W ustalonym dniu przybyłem na miejsce spotkania, oczywiście pół godziny przed ich przyjazdem, by jeszcze sobie przejrzeć ostatni raz najważniejsze informacje o mieście. Wreszcie przyjechali. Z autokaru wysypała się grupa młodych roześmianych ludzi. Przyjąłem ich godnie, zaczynając od uchylenia kapelusza i kiedy już dotarliśmy na szczyt schodów zamkowych, nieśmiało zapytałem skąd przybywają (tak jakbym nie wiedział) i jaką firmę reprezentują. Kierownik grupy udzielił mi odpowiedzi, że są ze stolicy i owszem z Biblioteki Głównej, ale Rolniczej...
Odetchnąłem, czegoś mnie jednak na tym ogrodnictwie nauczyli, więc cała reszta czasu przeznaczonego na zwiedzanie przeszła miło, przeplatana wymianą informacji na temat roślinności i upraw.
Jak powiada stare przysłowie:
„Strach ma wielkie oczy, ale zatwardzenie jeszcze większe”.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz