W tym roku miałam okazję pilotować pewną przesympatyczną
grupę z północy Polski. Wszyscy uczestniczy wycieczki związani byli z pewna
firmą farmaceutyczna, której ( z tego, co się zorientowałam) jednym z hitów
jest lek na przeziębienie. Aby nie uprawiać kryptoreklamy na potrzeby naszego
tekstu nazwijmy go… Prolinex ( sprawdziłam- wujek Google mówi, że nic takiego
nie istnieje :P )
Jednym z punktów naszej wędrówki były odwiedziny w skansenie
pszczelnictwa. Gospodarz, który nas przyjmował i oprowadzał, od razu zrobił
olbrzymie wrażenie na wszystkich uczestnikach. Bez trudu złapał z grupą kontakt
i w zasadzie nic mi nie pozostało innego jak oddawać się jego urokowi ze
wszystkimi. Oprowadził nas po obejściu, zaprosił do minimuzeum, w którym
prezentował nam dawne narzędzia używane na wsi. Na koniec została nam
degustacja, podczas której gospodarz zachwalał nam dłuższy czas cudowne
właściwości miodów, pyłków i wszystkiego co związane jest z pszczołami.
W pewnym momencie znieruchomiałam, gdy do moich uszu dotarły
słowa opowiadającego pana:
-Czy znają państwo lepszy lek na przeziębienie?....
Na reakcję nie trzeba było czekać. Jednej z pań skulonej w
kąciku, wyrwał się teatralny szept, przez zaciśnięte zęby:
-Prlinex
Chciałbym nadmienić, że .....
OdpowiedzUsuń