sobota, 24 sierpnia 2013

Trzeba uważać...

W tym roku miałam okazję pilotować pewną przesympatyczną grupę z północy Polski. Wszyscy uczestniczy wycieczki związani byli z pewna firmą farmaceutyczna, której ( z tego, co się zorientowałam) jednym z hitów jest lek na przeziębienie. Aby nie uprawiać kryptoreklamy na potrzeby naszego tekstu nazwijmy go… Prolinex ( sprawdziłam- wujek Google mówi, że nic takiego nie istnieje :P )

Jednym z punktów naszej wędrówki były odwiedziny w skansenie pszczelnictwa. Gospodarz, który nas przyjmował i oprowadzał, od razu zrobił olbrzymie wrażenie na wszystkich uczestnikach. Bez trudu złapał z grupą kontakt i w zasadzie nic mi nie pozostało innego jak oddawać się jego urokowi ze wszystkimi. Oprowadził nas po obejściu, zaprosił do minimuzeum, w którym prezentował nam dawne narzędzia używane na wsi. Na koniec została nam degustacja, podczas której gospodarz zachwalał nam dłuższy czas cudowne właściwości miodów, pyłków i wszystkiego co związane jest z pszczołami.

W pewnym momencie znieruchomiałam, gdy do moich uszu dotarły słowa opowiadającego pana:

-Czy znają państwo lepszy lek na przeziębienie?....

Na reakcję nie trzeba było czekać. Jednej z pań skulonej w kąciku, wyrwał się teatralny szept, przez zaciśnięte zęby:

-Prlinex

1 komentarz: